Załóż konto na portalu społecznościowym… a powiem Ci, kim jesteś

Załóż konto na portalu społecznościowym… a powiem Ci, kim jesteś

Załóż konto na portalu społecznościowym… a powiem Ci, kim jesteś

Szybka sława, łatwe pieniądze za reklamy, nicnierobienie kuszą młode kobiety z całego świata. Jak się wydaje wielu z nich, najprościej osiągnąć ten stan, sprzedając swoje ciało, jakkolwiek dwuznacznie to brzmi (bo tak właśnie ma brzmieć).

Młodych, leniwych kobiet jest coraz więcej, ale zaczyna brakować bogatych starszych panów z zaćmą na oczach i mózgu. Biedactwa, którym nie udało się złowić sponsora przed koleżanką, muszą poszukać innego sposobu na fejm. Jednym z nich jest prezentacja swojego ciała wszem i wobec, w oczekiwaniu na zainteresowanie mediów jakichkolwiek, sesje zdjęciowe tudzież propozycje reklam sportowych ciuchów i odżywek. Skutkiem tychże będą, rzecz jasna, tysiące followersów lub przynajmniej jeden wystarczająco bogaty, którego z jakiegoś powodu wyrzuciła już inna małolata. Od czego zacząć? Od znalezienia albo dobrego fotografa, który z przeciętnej dziewczyny potrafi zrobić królową Instagrama, albo pseudotrenera, który wprowadzi je w skomplikowany świat dopingu i ułoży pod nie „trening”. Kombinują, jak maksymalnie uprościć sobie tę żmudną drogę do sukcesu, krzywdząc pośrednio te, które rzeczywiście trenują z sercem, cierpliwie i ciężko.

Na scenę wychodzą już coraz młodsze dziewczęta, co trochę dziwi i konsternuje pokolenie wyglądające w ich wieku doskonale z natury rzeczy (czyt. bez siłowni, bez środków dopingujących ibezbronzerów).

Współcześnie, kiedy jedyną popularną i powszechną aktywnością jest intensywny trening palców na ekranach urządzeń elektronicznych, utrzymanie szczupłej i zgrabnej, lekko umięśnionej sylwetki graniczy wręcz z cudem. Tak więc dziewczęta, które wyjdą z domu, by poruszać się (tak, dobrze przeczytaliście: „poruszać”) na siłowni, zasługują niewątpliwie na stwarzanie tysiąca kategorii wzrostowych bikini fitness, by mogły się pokazać jako coś niespotykanego, nadzwyczajnego, oryginalnego w świecie wszechobecnego, trzęsącego się cellulitu na ulicach miast całego świata. Co więcej, dziewczęta używające na siłowni jedynie bieżni często plasują się dość wysoko w rankingach wszelakich, że o miejscach w kategoriach bikini nie wspomnę, by nie zrujnować sobie i tak już zrujnowanej moim niewyparzonym jęzorem „kariery”.

Jak wykazują badania oraz – nie oszukujmy się – zwykłe obserwacje, te młode dziewczynki często szprycują się, ile wlezie, bo cierpliwość i ciężka praca obce są młodemu pokoleniu. Wychowani w kulturze obrazkowej, w lenistwie i dobrobycie, nie cenią niczego i nie potrafią do niczego dążyć. Chcą mieć wszystko NATYCHMIAST i szybko zasiedlają grono naczelnych sterydziar tego sportu. Cóż…wielka szkoda i niesprawiedliwość dla tych nielicznych, które swoją trzykrotnie cięższą pracą, czterokrotnie

większymi ciężarami i w pięciokrotnie dłuższym czasie nie mają szans na dorównanie szprycerkom na scenie. Naturalność nie jest w modzie. W żadnej kwestii. Królująca we wszystkim przesada widoczna jest także podczas prezentacji scenicznej: najpierw idzie pękający w szwach biust: potem pion, na szczycie którego wyraźnie odznaczają się pontony na twarzy; na końcu wypięta nienaturalnie pupa, której nie zdążyło się „zrobić”, więc głęboka, wymuszona lordoza wydaje się tu jedynym zbawieniem.

Do tego wszystkiego dochodzi konieczny lans na portalach społecznościowych. Dziewczynka wyszła raz na scenę, ale zakłada już fanpejdża i tytułuje siebie IFBB Competitor i uwaga… trener personalny! Na Instagram wrzuca tysiące filmików ukazujących, że właśnie wstała z łóżka, że robi sobie fit jedzenie, że idzie do szkoły, że spóźniła się na zajęcia, że złamała obcas lub zgubiła sznurówkę od nowego trampka…

Bardziej doświadczone w temacie prezentacji swego fitnessowego życia wciskają stęsknionym i ciekawskim (!!!) rzekomo followersom relacje z choroby, drzemki pod kocem lub pobytu na depilacji, poprzedzone zalotnym pytaniem: „Czy chcecie zobaczyć moją wizytę w salonie kosmetycznym?” Zmywanie bronzera pod prysznicem to już wyższa szkoła jazdy, bowiem wymaga specjalnych umiejętności żonglowania telefonem między strumieniami wody albo obecności reżysera filmiku… Słowo! Nie wymyśliłam tego – sama bym na to nie wpadła!

Sztuczność, sztuczność i jeszcze raz sztuczność. Sztucznością świat stoi. Sztucznością się karmi. Ze sztuczności żyje.

Co gorsza, ta sztuczność podoba się zdecydowanie mniej sztucznym, przynajmniej fizycznie, mężczyznom, którzy w kobietach chcą widzieć jedynie plastikowe lale seksualne, nie zaś istoty myślące i czujące. Dlaczego kobiety się z tym godzą? Bo nie są już dzisiaj kobietami. Same sprowadzają się do ról lalek właśnie. W imię czego? W imię rzekomej sławy i pieniędzy. I tu jest pies pogrzebany.

Drogie Panie, zacznijcie się szanować, bo jeśli nie Wy same, to nikt inny! Zacznijcie dostrzegać w sobie piękno naturalne, a jeśli koniecznie chcecie coś poprawić, to błagam… z umiarem, z umiarem na Boga!

Komentarze Facebook

Artykuły użytkownika

Najnowsze

Najczęściej komentowane

Komentarze Facebook